PO MOJEMU #11 - Egzaminy gimnazjalne.

     No witam, witam... Na samiutkim początku chciałem Was bardzo przeprosić, że znowu nie było postów. Już się tłumaczę! Otóż tak się ostatnio zdarzyło u mnie w życiu, że miałem cholerny zapierdol. W tym tygodniu (w środę) byłem w Łodzi na wojewódzkim etapie konkursu historycznego (z mojego miasta z gimnazjów była tylko 1 osoba oprócz mnie xd), a tydzień wcześniej miałem te sławne "egzaminy gimnazjalne", więc można rzec, że byłem zaabsorbowany. Ale wracając do tematu posta - 



Egzaminy gimnazjalne.
  
     Ten post skierowany jest głównie do osób, które egzamki mają jeszcze przed sobą. Nie będę was w tym poście straszył, a wręcz przeciwnie.

     Moim zdaniem zupełnie nie trzeba się stresować "małą maturą", jak niektórzy nazywają egzaminy gimnazjalne. Ale jak zaznaczyłem jest to tylko moje zdanie, więc przedstawiam je z mojego "punktu siedzenia". 



     Mieszkam w kilkudziesięciotysięcznym mieście, które nie jest zbyt znaną czy prestiżową miejscowością. W mojej Mieścinie szkół średnich jest garstka, dwa licea (plus jedno pseudo-liceum, które ma poziom niższy niż depresja w Raczkach Elbląskich), kilka (czytaj: +/- 3) techników różnego rodzaju, od elektycznego po  mechaniczne, jedna szkoła zawodowa ("zawodówka") oraz jeden zespół szkół, który znajduje się kilka kilometrów od naszego miasta i ogólnie jest zaliczny w ten, jakże zacny, poczet szkół mojej Mieściny.


      Jak już się pochwaliłem jakiego to ja nie mam poziomu edukacji u siebie nie mam, to wyjaśnię, dlaczego to zrobiłem. Otóż chodziło mi o to, żeby nakreślić Wam mniej więcej mój punkt widzenia na egzamin w kontekście rekrutacji do szkół średnich (a właściwie: szkół ponadgimnazjalnych).


     W moim mniemaniu, a także moich nauczycieli, w mojej Mieścinie nie ma nie wiadomo jakiej ilości szkół ponadgimnazjalnych, a co za tym idzie wybór jest ograniczony. Konsekwencją małej "konkurencji" między szkołami, których jest mało, jest to, że praktycznie przyjmują wszystkich tam, gdzie ci sobie życzą. Dla przykładu: żeby nie dostać się do jednego z dwóch liceum (które są uważane za najlepsze szkoły miasta) trzeba mieć naprawdę mierne oceny typu 2, bo z trójami raczej powinieneś się dostać, chyba, że akurat w danym roczniku jest wybytnie wiele chętnych, to wtedy trójkowicze "walczą" o miejsca w licbazie. A punkty z tych sławnych egzaminów praktycznie w ogóle się nie liczą, bo jeśli ktoś tylko będzie chciał to sobie pójdzie na tego "humana" i tyle, najwyżej to odpadnie (czyli zostanie na jeszcze jeden rok) po pierwszej klasie. Bo taką strategię mają licea. Ucznia mają, czyli pieniądze są, a gdy zostanie to może się nawet czegoś nauczy i wyniki z matury będą wyższe. Dobra strategia, prawda?


     Na taki stan rzeczy oprócz małej ilości szkół wpływa także niż demograficzny. W moim roczniku (u mnie w szkole) klasy są raczej nieliczne, u mnie 23 osoby, w dwóch kolejnych 17 i 26.  Co wywołuje lekki zdziw, gdy porównujemy sobie ten stan rzeczy z rzeczywistością 30-paro osobowych klas A-D/E/F, w której funkcjonowali nasi rodzice.


     Sprawa ma się zupełnie inaczej w dużych miastach, gdzie szkół jest więcej, szkoły renomowane to szkoły renomowane
, a niż demograficzny jest równoważony przez dodatnie saldo migracji z takich Mieścin jak moja. Tam rzeczywiście i oceny, i punkty z egzamków są brane pod uwagę, bo tam uczniów jest dostatek, więc pinionszki i tak będą (dla ciekawych: dla zwykłego ucznia <czyt. bez niepełnosprawności> jest to kasa rzędu kilku-kilkunastu tysięcy rocznie dla szkoły podstawowej, podejrzewam, że dla ponadgimnazjalnych będzie więcej, chociaż to tylko moje przypuszczenia). Dlatego w dużych miastach, no powiedzmy od 100 000 mieszkańców w górę, uczniowie trzecich klas gimnazjum rzeczywiście mogą trząść gaciami, jeśli chcą się dostać do lepszej szkoły. Ale gimbusy z miast pokroj u mojej Mieściny mogą być w miarę spokojni. "W miarę", bo w każdym mieście może być inna sytuacja. 

     Tak na koniec zarzucę Wam pozytywnym akcentem, który idealnie zamknie dzisiejszy post, taką swojaką puentą. Otóż, gdy zapytaliśmy nauczycielki z jednej z naszych licbaz o to, ile trzeba mieć punktów z egzamków, żeby się do nich dostać dostaliśmy jakże bezstroską i szczerą odpowiedź: "Nieeee... My przyjmujemy wszystkich...", która został jesczcze podkreślona stosownym machnięciem ręki. Więc, Gimbisku, który egzaminy ma jeszcze przed sobą: dużo dystansu i mało emocji w stosunku do całej edukacji, to ci zaoszczędzi dużo cennego zdrowia.
 

     PS: Jeszcze nie skończyłem 3 klasy gimnazjum a już piszę jakbym miał ze 20- parę... :o xd



============================= 

     Zapraszam do wypowiedzi tych, którzy już są po Egzaminach, jak to było u Was?

PS2: Przepraszam za czcionkę, ale blogspot nie chciał się ze mną zupełnie "dogadać" w tej sprawie...

Komentarze

  1. Pisałam w tym roku i mogło być lepiej w swoim mieście mam 2 liceum, jedno z nich zawsze trafia do lepszej 10 w Polsce, więc raczej miałam ten problem, że musiałam się postarać. Z tego co się orientuje to będą przyjmować od 160/200. Jak tyle będę miała to się ucieszę, a jak nie to bywa. Nie da się już zmienić odpowiedzi na egzaminie. :) zawsze mam jeszcze 2 z niższym poziomem i parę technikum. :) Dziwne że mam tyle szkół moje miasto raczej nie jest zbyt wielkie jakieś 75 tys mieszkańców. :) zobaczymy jak poszło w czerwcu jak już będę musiała składać oferty do szkoły.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje miasto zostało zakwalifikowane przez Ciebie do dużych, jaki zaszczyt! :D
    Ja już jestem trzy lata po egzaminach, a że faktycznie moje miasto do małych nie należy to mamy dwa elitarne licea, do których wszyscy się pchają, ja się do nich nie pchałam, poszłam do takiego 'średniego' liceum, ale tam też nie wszystkich przyjmowali, bo kilku moich znajomych się nie dostało. Na szczęście mamy dość sporo szkół ponadgimnazjalnych, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie ;)
    Niestety nie miałam tak jak Ty, że moje egzaminy nie miały większego znaczenia, bo nie przejmowali wszystkich - i w sumie całe szczęście, jakieś poziom w końcu był utrzymany.
    Też się czasem nie umiem dogadać z blogspotem, robi po swojemu :D
    Pozwolę sobie mieć jeszcze pewną sugestię. Muzyka na blogu to zło. Wiem, że pewnie nie masz złych intencji, ale to naprawdę przeszkadza i większość osób i tak ją wyłącza. Zwłaszcza, że często slucha się w tym czasie swojej muzyki. Nawet Ania ostatnio o tym na blogu pisała (tutaj), zobacz też komentarze. Oczywiście zrobisz jak zechcesz, ale przemyśl to, proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ustawiłem tę piosenkę, żeby sobie tam leciała w tle i żeby kojarzyła się z moim blogiem. Zawsze można ją wyłączyć, nie ma problemu xD

      Dzięki za wyczerpujący komentarz! ;)

      Usuń
  3. Ach, egzaminy gimnazjalne, kiedy to było? :O
    Pisząc swoje testy miałem w głowie fakt, że się dostanę. Szkołę średnią wybrałem w stolicy mojego województwa, więc wyprowadziłem się z swojej małej mieściny xD
    Z perspektywy czasu uważam, że ten egzamin to była świetna zabawa :D choć to może tylko moje odczucie :O

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz